Kowalstwem zaraził go dziadek

2016-08-22 12:00:00(ost. akt: 2016-08-22 12:31:25)

Autor zdjęcia: archiwum Jacka Szustaka

Jacek Szustak - urodził się i mieszka w Mikołajkach. Z zawodu jest tokarzem, jednak to nie drewno, a metal upodobał sobie najbardziej. Ma nieograniczoną wyobraźnię, głowę pełną pomysłów. Od lat wierny swoim ideałom i swojej pasji. Nie szuka łatwego zarobku, prostych rozwiązań, prace które tworzy to pojedyncze, unikatowe egzemplarze. Dlaczego został kowalem, skąd taki pomysł na życie, taka pasja - opowiedział nam przy małej czarnej, kawie oczywiście.
— Jak się zaczęło, bowiem to zawód już dzisiaj niespotykany, ktoś Ci pokazał, nauczył..., jednym słowem opowiedz o początkach?
— Kowalstwo jest moją pasją niemal od dziecka. Jako mały chłopiec w wieku sześciu lat, wracając do domu z zerówki, zawsze zachodziłem do warsztatu dziadka. Tam godzinami przyglądałem się jak dziadek pracuje. Niejednokrotnie, na odczepnego otrzymywałem do ręki pręt lub solidnych rozmiarów gwóźdź oraz
młotek i na kowadle (bez użycia ognia oczywiście) kształtowałem końcówkę na formę płaską, a następnie pilnikiem szlifowałem to na kształt grota strzały. Co prawda dziadek nie był kowalem, niemniej jednak fachowcy starej daty to spece od wszystkiego. A mój dziadek właśnie "taką złota rączką był" - specem między innymi również od kształtowania żelaza na gorąco, krótko mówiąc kowalstwa. Reasumując, myślę, że kowalstwo stało się moją pasją także dlatego, że od pokoleń rodzina była związana z tradycją pracy z metalem, a tradycja ta sięga czasów średniowiecznych, tak przynajmniej twierdzą moi przodkowie — śmieje się młody kowal. — Jako niepoprawny romantyk z genetycznym balastem uznałem, że aby poczuć zawodowe spełnienie trzeba pójść w kierunku tego, co sercu bliskie, czyli tradycji rodzinnych. A że do wielu kwestii podchodzę raczej nieszablonowo, rozwiązanie to okazało się być idealne. Kowalstwo pozwalało na swego rodzaju wolność, wierność własnym wyobrażeniom, ideałom. Zatem krok po kroku, jako samouk z solidnymi podstawami zawodu ślusarza brnąłem właśnie w tym kierunku.

— Między piętnastym, a siedemnastym rokiem życia wykonałem około dwudziestu urządzeń do ćwiczeń siłowych. A było to w czasach, kiedy polski rynek ubogi był we wzory sprzętu rekreacyjnego. Jako zapalony kulturysta amator, z nieustannie wytężoną wyobraźnią, zmuszony byłem samodzielnie zaprojektować i wykonać sprzęt, który w miejskim domu kultury służy młodym sportowcom po dziś dzień. Również fakt samodzielnego wykonania siłowni w tak młodym wieku utwierdził mnie w przekonaniu, że zawodowe aspiracje nabierają dobrego kierunku i właściwego sensu. Moim zawodowym krytykiem, przyjacielem i najlepszym doradcą od lat jest moja kochana żona, która wspiera mnie na każdym kroku pasjonackiej przygody z metalem.

— Już sporo lat minęło jak zajmujesz się metaloplastyką? Czy cała twoja wiedza i umiejętności wynikają z doświadczenia? Jesteś tylko i wyłącznie samoukiem?
— Kowalstwem, a może raczej metaloplastyką zajmuję się od wielu już lat. Jednak zanim zacząłem pracować samodzielnie przez pewien czas pracowałem za zachodnią granicą wraz z ojcem, któremu zawdzięczam wiele w kwestii wychowania i zawodowych szlifów.
— Posiadając już pewne podstawy w kwestiach rzemieślniczych, postanowiłem zgłębić tajniki tego pięknego zawodu - kowalstwa. Nie było to jednak takie proste. W tamtych czasach internet raczkował, nikt nie robił zakupów w sieci. W małej, miejskiej bibliotece nie odnalazłem materiałów edukacyjnych, książek na temat kowalstwa. Kontakt z prawdziwymi kowalami okazał się być również niemożliwy. Reprezentanci zawodu, z racji braku zapotrzebowania na ich usługi, wyginęli tuz po II Wojnie Światowej. Napotkane trudności nie zniechęciły mnie, a wprost przeciwnie - pęd do poznania tego, co nieznane i tajemnicze był tak duży, że niejednokrotnie podróżowałem szukając bezpośrednich kontaktów z osobami, które mogły podzielić się ze mną swoją wiedzą. Niestety, fachowcy słysząc czego poszukuję nabierali przysłowiowej wody w usta i zniesmaczony, z wielkim żalem wracałem do domu. Rozmyślając nad własną przyszłością z wielkim uporem młodego człowieka postanowiłem, że stworzę coś całkowicie mojego i będzie to moje własne kowalstwo. A czy udało się czy nie, można ocenić na mojej stronie internetowej, której adres dołączam www.szustak-metaloplastyka.pl - uśmiecha się Jacek.

— Skąd czerpiesz pomysły? Wyroby Twoje pod względem techniki, stylu, zdobień, są bardzo zróżnicowane. Od tych ciężkich, średniowiecznych, po naprawdę misterne, delikatne przedmioty? Odnoszę wrażenie, że nie masz ograniczeń, czy tak jest?

— Pracując nauczyłem się, iż najbardziej cieszą ludzi przedmioty mające odniesienie do ich wewnętrznych potrzeb, wynikających z: zamiłowań, pasji, gustu, charakteru miejsca oraz zainteresowań hobbystycznych. Każdego z klientów traktuję indywidualnie i każdy z projektów dedykuję pod konkretną osobę i jej ukochany zakątek. Powtarzanie wzorów to najprostszy sposób na zarobkowanie, jednak nie ma w tym żadnej "magii ani artyzmu", więc powielanie samo w sobie nie jest moją domeną. Co więcej, nawet wykonywanie przedmiotów będących zbiorem użytych jednakowych technik, nie leży w mojej naturze. Wciąż szukam nowych, nie zawsze łatwych rozwiązań, a najpiękniejszą ideą w mojej pracy jest rzucanie sobie wyzwań, będących jedną z części składowych samodoskonalenia. Tworzone przeze mnie przedmioty są odzwierciedleniem moich odczuć, towarzyszących mi podczas wykonywania danej pracy. Dzisiejszym odnośnikiem wzornictwa niestety nie jest własna wyobraźnia ale wszędobylski internet, w którym wzory wyrobów mamy na wyciągnięcie ręki i na każdą okazję. Uważam, że kopia raz wykonanego produktu pozbawiona jest przysłowiowej duszy, a i samo kopiowanie czyjegoś trudu uważam za lenistwo, jak też przejaw braku szacunku dla twórcy. Mówiąc krótko nie tworzę kopii istniejących wyrobów i staram się nie kopiować własnych wzorów, no chyba, że się ktoś uprze i nie widzi innego rozwiązania. Dążąc do doskonałości nie rozleniwiam wyobraźni. Inspiruje mnie przyroda, historia oraz postać samego Stwórcy, który w chwilach zwątpienia, braku pomysłów, podsuwa gotowe rozwiązania.

— Jak dużo zamówień już zrealizowałeś, czy wolisz robić na zamówienie, czy realizować swoje własne projekty? Czy ma to dla Ciebie znaczenie? Czy jest coś, czego nie potrafiłbyś zrobić lub czego realizacji byś się nie podjął?
— Realizując indywidualne zlecenie najchętniej pracuję mając za sprzymierzeńca własną wyobraźnię. Może zabrzmi to nieskromnie, jednak czuję pewną przewagę nad klientem i wiem, że jeżeli poszczególne przedmioty wykonam w oparciu o własne pomysły, to efekt końcowy będzie naprawdę miłym zaskoczeniem. Nawet dla osób wybrednych. Jako ciekawostkę dodam, iż jednym z ostatnich zleceń było wykonanie oświetlenia Sądu Okręgowego w Warszawie. Prac, których się nie podejmuję praktycznie nie ma, aczkolwiek ciężko mnie zmusić do realizacji zleceń szablonowych, które w żargonie rzemieślniczym nazywamy "metrami". Metry to robota prosta, niewymagająca wzmożonego myślenia, sprowadzająca się do wykonania wyrobu - najczęściej z gotowych odkuwek. Ogrodzenie lub balkon sąsiada, balustrady - to właśnie zniesławione metry i są to prace, których szanujący się rzemieślnik nie tyka. Oczywiście unikając łatwizny odrzucamy szybki i łatwy zarobek, ale czymże jest praca nie dająca satysfakcji? Pracując tyko dla efektu finansowego jesteśmy pozbawiani pozytywnej energii i wszystkiego tego, co odróżnia nas od osób szczęśliwych. Nie chcę tak żyć, to świadomy wybór. Być może nie będą mógł sobie pozwolić na takie czy inne dobra materialne, do pracy jednak wychodzę z radością, uśmiechem na twarzy, głową pełną pomysłów - to olbrzymi komfort.

— Na ile to niebezpieczne? Jakie posiadasz narzędzia, czy masz kuźnię? Czego Ci życzyć na kolejne lata w ujarzmianiu metalu?
— Każdy zawód, do którego wykorzystuje się ogień jest niebezpieczny i kowalstwo nie jest tutaj wyjątkiem. Praktycznie codziennie człowiek odczuwa na własnej skórze negatywne oddziaływanie gorącego żywiołu w połączeniu z uderzeniami młotka, które mimo sporej wprawy również się zdarzają. Dysponując jedynie dobrymi chęciami niewiele jesteśmy w stanie zdziałać. Latami gromadziłem drobne narzędzia i co jakiś czas stać mnie było na zakup czegoś, co mogę nazwać ciężkim sprzętem, czyli maszyną. Dzisiaj dysponuję pełnym wyposażeniem warsztatowo -kuźniczym. Wciąż jednak nie posiadam własnego lokalu i dorobienie się takowego jest moim ambitnym planem na następne lata.
— I tego Ci właśnie życzę. Dziękuje za rozmowę.

j.t

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Julka #2052694 | 89.231.*.* 25 sie 2016 08:56

    "Z zawodu jest tokarzem, jednak to nie drewno, a metal upodobał sobie najbardziej" ??? Tokarz zajmuje się obróbką metalu! Gdzie tu drewno. Może z zawodu jest stolarzem?

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  2. berger #2050872 | 31.135.*.* 22 sie 2016 18:14

    kowal w dzisiejszych czasach - szacunek- fajnie że ktoś kontynuuje taki zawód ,teraz już nie ma szkół gdzie można się takiego zawodu nauczyć .Podejrzewam że dla niektórych słowo kowal niewiele mówi. Fajnie że są tacy ludzie jak Pan ,panie Jacku.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5