Piłkarska brać nie zapomina o swoich. Hala sportowa w Mikołajkach stała się 19 stycznia stolicą futsalu. Wszystko za sprawą turnieju charytatywnego na rzecz walczącego o powrót do zdrowia trenera Kazimierza Jachimowskiego. O regionalnym, futbolowym fenomenie, którym jest trener Jachimowski, rozmawialiśmy z Cezarym Samborskim, szkoleniowcem Kłobuka Mikołajki.
Cezary Samborski (trener Kłobuka Mikołajki): — Od bardzo dawna. Na pewno przynajmniej od 2003 roku, kiedy to zacząłem zajmować się już nieco poważniej piłką nożną. Przez ten czas dane mi było z nim współpracować czy to pracując w Mrągowie, Pieckach, Rucianem-Nidzie czy Mikołajkach.
— Po prostu "swój chłop". Bardzo życzliwy, sympatyczny. Zawsze można było na niego liczyć. Dużo mi pomógł swą wiedzą i doświadczeniem, gdy rozpoczynałem swą drogę jako szkoleniowiec. Trzeba Kazikowi przyznać, że bardzo dobrze zna się na rzemiośle piłkarskim. W dodatku stale się rozwija, co nie jest u trenerów wcale normą. To nie jest szkoleniowiec, który "kiedyś czegoś się nauczy i później pracuje tak przez całe życie". Piłka nożna ciągle ewoluuje. Trener Jachimowski doskonale zdawał sobie z tego sprawę i co rusz wprowadzał jakieś nowości do swych zajęć. Salęt Boże rozwinął się właśnie dzięki niemu. I to w trudnych czasach, gdy inne tego typu kluby zazwyczaj znikają z piłkarskiej mapy Polski.
— Na pewno wymagającym. Pamiętam, że kiedyś nieco utarli nam nosa na własnym boisku. Przyjechaliśmy pewni siebie, bo w sparingu wygraliśmy bardzo wysoko. Przyszła liga i... pierwsze punkty "w plecy".
— Zdecydowanie to drugie. To nie jest typ trenera, który - gdy usiądzie na ławce - to nie podnosi się z niej przez cały mecz. Charakteru nie można mu odmówić. Zdecydowanie. Podczas meczów zawsze mówił to co myślał. Czasem bardzo wyraziście, ale tak to już bywa, gdy wkłada się w coś całe serce. A Kazik naprawdę żyje futbolem.
— No właśnie. To jest cały Kazik. Zawsze potrafił zarażać swoją pasją innych. Zresztą - to taki typowy "człowiek orkiestra". W tym klubie na barkach dźwigał chyba wszystko: prezes, kierownik, trener 3 drużyn, ojciec, kierowca, księgowy, sprzątaczka, opiekun boiska... Nie wiem jakim cudem znajdował na to wszystko czas. Tytan pracy.
— Jakiś czas temu Salęt wynajmował przez pół roku murawę w Mrągowie, by przeprowadzić u siebie niezbędne prace. Nie zdziwiłoby mnie to, gdyby się okazało, że w dużej mierze Kazik wyłożył na to swoje prywatne środki. Oddanie sprawom klubu to jedna z wielu rzeczy, za którą wszyscy wokół go zawsze szanowali. I nie tylko lokalnie. Myślę, że w całym województwie każdy zna Kazika. Jedni oczywiście lepiej, inni mniej. Z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że drugiego takiego w okolicy po prostu nie ma. I nie sądzę zresztą, by się jeszcze takowy pojawił. Takich pozytywnych, "piłkarskich fanatyków" po prostu już nigdzie nie "produkują".
— Frekwencja faktycznie dopisała. Było wiele naprawdę ciekawych pojedynków. No i, co najważniejsze, udało nam się zebrać do puszek przyzwoitą kwotę. Mamy nadzieję, że choć trochę pomoże to Kazikowi wrócić do zdrowia. Broni zresztą nikt nie zamierza składać, bo są plany kolejnych tego typu imprez. Dla przykładu - już 23 lutego podobne zawody zostaną rozegrane w Mrągowie.
— Obowiązki trenera zdecydował się przejąć Radosław Rogowski, którego wspierają m.in. Paweł Romaniuk i Piotr Piercewicz, nasz nowy wójt. Zadanie postawione przed nimi nie należy do łatwych. Wydaje mi się, że wszyscy wokół dopiero przekonaliśmy się za jak wiele kwestii odpowiedzialny był Kazik. Wcześniej nikt nie musiał przejmować się strojami, boiskiem, składaniem dokumentów o dotację... Roboty w Salęcie nie brakuje, ale są i ludzie, którzy chcą pomóc. To dobry przykład tego, że dobro wraca. A Kazik dla okolicznej piłki nożnej (i nie tylko) zrobił naprawdę wiele dobrego.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez