Cezary Samborski: Kazik to po prostu "swój chłop"

2019-01-26 12:00:00(ost. akt: 2019-01-26 13:54:05)
Uczestnicy uzbrojeni w kartki z napisem: "#GramyDlaKazika".

Uczestnicy uzbrojeni w kartki z napisem: "#GramyDlaKazika".

Autor zdjęcia: Kłobuk Mikołajki

Piłkarska brać nie zapomina o swoich. Hala sportowa w Mikołajkach stała się 19 stycznia stolicą futsalu. Wszystko za sprawą turnieju charytatywnego na rzecz walczącego o powrót do zdrowia trenera Kazimierza Jachimowskiego. O regionalnym, futbolowym fenomenie, którym jest trener Jachimowski, rozmawialiśmy z Cezarym Samborskim, szkoleniowcem Kłobuka Mikołajki.
Spod ręki szkoleniowca Salętu Boże wyszło wielu solidnych zawodników. Jego wkład w rozwój warmińsko-mazurskiej piłki - w chwili prawdziwej próby - nie pozostaje zapomniany. W sobotę, przed tłumnie zebraną mikołajską publicznością, na parkiecie zmierzyło się aż 14 drużyn. Dwa składy wystawił miejscowy Kłobuk, a na "liście startowej" pojawiły się także zespoły: Oldboy Mikołajki, Nie Ma Lipy, Królowie Życia, Mercedes Club, Gmina Mrągowo, Vęgoria Węgorzewo, Pogoń Ryn, MZL Mrągowo, Orlen Mikołajki, Huragan Wojnowo, KP PSP Mrągowo i - rzecz jasna - Salęt Boże.

Po wielogodzinnej, futbolowej wojnie na najwyższy stopień podium wskoczyła ekipa MZL Mrągowo, która w finale - z trudem - uporała się z Mercedes Club. Miejsce na prestiżowym "pudle" wywalczyli poza tym goście z Vęgorii Węgorzewo. Liczby widniejące na tablicy wyników nie były jednak tego dnia najważniejsze. Organizatorzy przeprowadzili ponadto zbiórkę. Nie zawiedli ani zawodnicy, ani kibice, bo do puszek trafiło łącznie aż 6980 zł!

- Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy w jakikolwiek, choćby najdrobniejszy sposób przyczynili się do organizacji tego turnieju. A panu trenerowi życzymy jak najszybszego powrotu do zdrowia - podsumowują organizatorzy.

Przypomnijmy, że Kazimierz Jachimowski w marcu 2018 roku uległ poważnemu wypadkowi samochodowemu. Zapadł w śpiączkę, a lekarzy nie dawali mu większych szans na wybudzenie. Kto jednak miał okazję grać przeciw trenerowi, ten doskonale wie, że "twarda z niego sztuka". Po 4 miesiącach pan Kazimierz obudził się i zgłosił gotowość bojową do walki o powrót do zdrowia. Od tego czasu przebywa w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Olsztynie. Z każdym dniem jest w coraz lepszej formie, lecz do upragnionego celu wciąż jeszcze bardzo daleko. Zwłaszcza pod względem finansowym. Ciągłe dojazdy na rehabilitację oraz leczenie (do Olsztyna 60 km, do Ostródy 100 km) pochłonęły rodzinne oszczędności. Całe szczęście, poza rodziną "biologiczną", trener - jak widać - ma także potężną rodzinę "futbolową".

Redakcja Gazety Olsztyńskiej i Kuriera Mrągowskiego trzyma kciuki, by im obu udało się doprowadzić jak najszybciej trenera Jachimowskiego do pełnej sprawności. Panie trenerze - może jeszcze nie w zbliżającej się wielkimi krokami rundzie wiosennej, ale liczymy na to, że w kolejnych sezonach znów przejmie pan stery nad Salętem. Liga wzywa!

O regionalnym, futbolowym fenomenie, którym jest trener Kazimierz Jachimowski, rozmawiamy z Cezarym Samborskim (szkoleniowiec Kłobuka Mikołajki). Obaj panowie nie tylko wielokrotnie współpracowali, ale i toczyli zacięte boje na boisku (głównie w a-klasie).

— Długo znasz pana Kazimierza?
Cezary Samborski (trener Kłobuka Mikołajki): — Od bardzo dawna. Na pewno przynajmniej od 2003 roku, kiedy to zacząłem zajmować się już nieco poważniej piłką nożną. Przez ten czas dane mi było z nim współpracować czy to pracując w Mrągowie, Pieckach, Rucianem-Nidzie czy Mikołajkach.

— Jaki jest prywatnie?
— Po prostu "swój chłop". Bardzo życzliwy, sympatyczny. Zawsze można było na niego liczyć. Dużo mi pomógł swą wiedzą i doświadczeniem, gdy rozpoczynałem swą drogę jako szkoleniowiec. Trzeba Kazikowi przyznać, że bardzo dobrze zna się na rzemiośle piłkarskim. W dodatku stale się rozwija, co nie jest u trenerów wcale normą. To nie jest szkoleniowiec, który "kiedyś czegoś się nauczy i później pracuje tak przez całe życie". Piłka nożna ciągle ewoluuje. Trener Jachimowski doskonale zdawał sobie z tego sprawę i co rusz wprowadzał jakieś nowości do swych zajęć. Salęt Boże rozwinął się właśnie dzięki niemu. I to w trudnych czasach, gdy inne tego typu kluby zazwyczaj znikają z piłkarskiej mapy Polski.

— Dane było ci mierzyć się z nim na murawie. Jakim jest rywalem?
— Na pewno wymagającym. Pamiętam, że kiedyś nieco utarli nam nosa na własnym boisku. Przyjechaliśmy pewni siebie, bo w sparingu wygraliśmy bardzo wysoko. Przyszła liga i... pierwsze punkty "w plecy".

— Trener "ławki" czy trener "linii"?
— Zdecydowanie to drugie. To nie jest typ trenera, który - gdy usiądzie na ławce - to nie podnosi się z niej przez cały mecz. Charakteru nie można mu odmówić. Zdecydowanie. Podczas meczów zawsze mówił to co myślał. Czasem bardzo wyraziście, ale tak to już bywa, gdy wkłada się w coś całe serce. A Kazik naprawdę żyje futbolem.

— Boże to niewielka wioska, niecałe 500 mieszkańców. Jakim cudem udało się mu zebrać i seniorów, i dwie drużyny młodzieżowe?
— No właśnie. To jest cały Kazik. Zawsze potrafił zarażać swoją pasją innych. Zresztą - to taki typowy "człowiek orkiestra". W tym klubie na barkach dźwigał chyba wszystko: prezes, kierownik, trener 3 drużyn, ojciec, kierowca, księgowy, sprzątaczka, opiekun boiska... Nie wiem jakim cudem znajdował na to wszystko czas. Tytan pracy.

— Wspomniałeś o opiekunie boiska. Chyba szło mu pod tym względem nieźle, bo choć budżet skromny, to Salęt nie odstawał swą murawą od innych, bogatszych klubów.
— Jakiś czas temu Salęt wynajmował przez pół roku murawę w Mrągowie, by przeprowadzić u siebie niezbędne prace. Nie zdziwiłoby mnie to, gdyby się okazało, że w dużej mierze Kazik wyłożył na to swoje prywatne środki. Oddanie sprawom klubu to jedna z wielu rzeczy, za którą wszyscy wokół go zawsze szanowali. I nie tylko lokalnie. Myślę, że w całym województwie każdy zna Kazika. Jedni oczywiście lepiej, inni mniej. Z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że drugiego takiego w okolicy po prostu nie ma. I nie sądzę zresztą, by się jeszcze takowy pojawił. Takich pozytywnych, "piłkarskich fanatyków" po prostu już nigdzie nie "produkują".

— Było widać to m.in. po waszym ostatnim turnieju. 14 drużyn, świetny wynik.
— Frekwencja faktycznie dopisała. Było wiele naprawdę ciekawych pojedynków. No i, co najważniejsze, udało nam się zebrać do puszek przyzwoitą kwotę. Mamy nadzieję, że choć trochę pomoże to Kazikowi wrócić do zdrowia. Broni zresztą nikt nie zamierza składać, bo są plany kolejnych tego typu imprez. Dla przykładu - już 23 lutego podobne zawody zostaną rozegrane w Mrągowie.

— Co z Salętem pod nieobecność trenera Kazimierza?
— Obowiązki trenera zdecydował się przejąć Radosław Rogowski, którego wspierają m.in. Paweł Romaniuk i Piotr Piercewicz, nasz nowy wójt. Zadanie postawione przed nimi nie należy do łatwych. Wydaje mi się, że wszyscy wokół dopiero przekonaliśmy się za jak wiele kwestii odpowiedzialny był Kazik. Wcześniej nikt nie musiał przejmować się strojami, boiskiem, składaniem dokumentów o dotację... Roboty w Salęcie nie brakuje, ale są i ludzie, którzy chcą pomóc. To dobry przykład tego, że dobro wraca. A Kazik dla okolicznej piłki nożnej (i nie tylko) zrobił naprawdę wiele dobrego.

Rozmawiał Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5